Od pewnego czasu spotykam się z taka dziwaczną dyskusja na temat mojego udziału w posiedzenia Rady Powiatu i jej komisji. Podnoszą się bowiem jakieś dziwne głosy, które negują moje prawo do uczestniczenia w posiedzeniach tych gremiów. Inaczej mówiąc, jakieś kapuściane łby coś sobie pośród liści kapusty, które usiłują robić u nich za zwoje mózgowe, uroiły i wielce nad tym debatują.
Na swoim mało poczytnym blogu rozważaniom nad moją skromna osobą zajął się nawet radny Marek Zagrobelny. Postanowił mi dołożyć. Biedaczek!
Czytamy tam:
"Sprawa, którą chcę przedstawić, omawiana była przed przystąpieniem do realizacji porządku obrad. Było to uczestniczenie w posiedzeniach komisji blogera Roberta Mazulewicza”. W opinii części radnych tej kadencji, jego obecność szczególnie na posiedzeniach komisji stałych, jest od pewnego czasu uciążliwa. Problem polega na tym, że nadpobudliwość blogera oraz niekulturalny sposób zachowania, bardzo często utrudnia obradowanie komisji. Dochodzi także do sytuacji, w których Robert Mazulewicz zbyt intensywną ekspresją wypowiedzi, bardzo głośno mówiąc, sprawia wrażenie jakby był pod wpływem alkoholu. Zdarza się to również podczas sesji Rady Powiatu. Przykładem może tu być ostatnia sesja rady w dniu 29 grudnia 2010 r. Wówczas w kuluarach wiele osób miało wątpliwości, co do trzeźwości blogera. Zdarza się także, że z jego ust padają niecenzuralne słowa. Dodatkową sprawą jest to, iż artykuły pojawiające się na jego blogu - opisujące działalność rady - czasami przedstawiają rzeczywistość w formie swoistej karykatury z częstym używaniem wulgaryzmów.”
Specjalnie przedstawiam Państwu spory fragment tych pozbawionych polotu wypocin członka PiS, by mieli Państwo obraz spaczonego a więc typowego dla tej nieudacznej formacji politycznej próby myślenia, bo myśleniem tego w pełny słowa tego znaczeniu nazwać nie sposób.
Moja nadpobudliwość, szanowni Państwo, jest wynikiem genetycznie niskiej odporności na wysłuchiwanie głupot. Słuchanie różnego rodzaju durno, nawet podczas sesji czy komisji, budzi we mnie furię, którą i tak – chociaż z dużym wysiłkiem - hamuję. Ale, by nie rozsypała mi się moja immunologiczna bariera na wchłanianie głupot wszelakich, to – dla zdrowia psychicznego – coś tam czasami mi się upsnie.
Jeżeli chodzi o alkohol, to ja się pytam: czy ja się kiedykolwiek chwaliłem, że nie piję?! Z abstynencją się obnosiłem?! Ależ skąd! Z drugiej strony rzeknę Państwu tak: owszem pije się, ale nie tak często jakby się mogło i chciało. Nie pije się też tak, jak usiłują mi to przypisać wielce życzliwi, ale niestety anonimowi autorzy różnych bzdur mi przypisywanych. Gdybym tak pił, to kiedy bym pisał? Zdobywał materiały? To wymaga czasu, i to Państwo nie macie pojęcia ile. A ja mam tę wadę, że mi na rauszu nic się nie chce. Po wlaniu w siebie małego co nieco, to ja się tylko do robienia jaj nadaję.
Kolejny fragment intelektualnie miałkich rozważań radnego jest jeszcze bardziej zabawny.
„Sprawa jest o tyle istotna, gdyż bardzo irytuje sporą część osób obecnych na posiedzeniach rady i komisji. W dniu wczorajszym do kwestii uczestniczenia Roberta Mazulewicza w obradach Komisji Finansów, Budżetu i Gospodarki podszedłem w taki sposób, że jako przewodniczący komisji – przed kolejnym posiedzeniem – zasięgnę opinii radców prawnych Starostwa Powiatowego. Wczoraj nie podejmowałem radykalnych kroków w postaci np. wyproszenia z sali, ponieważ co do zasady posiedzenia organów powiatu są jawne. Nie uczyniłem tego pomimo, że jestem przez blogera publicznie obrażany. Niemniej jednak w statucie widnieje zapis, na podstawie którego to przewodniczący komisji decyduje kto może być obecny na posiedzeniu. Najlepszym więc rozwiązaniem w tym przypadku jest zasięgnięcie opinii fachowców”.
Państwo widzą, jaka bohaterską postawę zaprezentował radny Zagrobelny wobec mnie? A ile życzliwości! Jaką łaskę mi zrobił! Już się wzruszyłem!
A łaski, to mi kurwa mać, nikt w tym temacie nie robi! A już najmniej Zagrobelny!
A oto fragment ustawy o samorządzie powiatowym:
No i jaka tu „filozofia” kurwa mać?! Jak wół jest napisane!
Tyle, że tu wychodzi nieuctwo radnego Zagrobelnego, sekretarza PiS. I on jeszcze mi ciśnienie podnosi afiszując się tym tumaństwem i analfabetyzmem prawnym na tym swoim osieroconym przez Państwa blogu! Rozważa, dzieli włos na czworo, postękuje przy płodzeniu tego pokracznego płodu swojego umysłu!
A wiecie Państwo co jest najbardziej zabawne? On twierdzi, że skończył prawo!!! No, teraz chyba już Państwo temu wiary nie dadzą! To musiał kończyć jakąś dziwną uczelnię, którą powinno się zająć CBA, zresztą ukochany twór PiS- u. Wszak podejrzenia nasuwają się samorzutnie!
I jeszcze jedna rzecz. Jak to kurwa jest, że człowiek nie mający absolutnie nawet najlżej zielonego pojęcia o ustawie o samorządzie powiatowym, ma czelność startować w wyborach do tegoż samorządu? I jak to jest, że brakuje mu na tyle wstydu, iż swoja niewiedzę ogłasza publicznie i chce czynić z tego cnotę?
A proszę zauważyć, jaki leniwy! Zwróci się w tej „sprawie” do „fachowców”. A samemu znaleźć odpowiedzi, to nie łaska? A czemuż to zawracać głowę prawnikom naszego starostwa, by ci – za samorządowa kasę! – zastanawiali się: czy Kanalia może czy tez nie może uczestniczyć w obradach samorządowych ciał? Z czytaniem może ma problemy radny bez wiedzy Marek Zagrobelny?
I widzicie Państw, w jak skrajnie trudnych warunkach muszę przebywać podczas posiedzeń różnych gremiów samorządowych. I tu pytanie retoryczne: jak nie klnąć?! Toż to mój wentyl bezpieczeństwa, żeby mnie jasny i nieoczekiwany szlag nie trafił!
Proszę też zauważyć, że niedouczony w ustawie samorządowej radny (hahahahaha!) Zagrobelny twierdzi, iż więcej jest takich radnych równie niedouczonych jak on. Mój boże, zgroza! Ale jest z tej sytuacji wyjście. Proponuję korepetycje. I tu prośba do szanownego przewodniczącego Rady Powiatu, by łaskawie rozważył możliwość poduczenia tychże radnych w kwestii znajomości ustawy o samorządzie powiatowym.
Pewnie nie wszyscy z nich pojmą literę prawa i ducha tej ustawy, ale spróbować należy. Ja osobiście, mogę udzielić „korków” niedouczonemu radnemu i sekretarzowi PiS – Markowi Zagrobelnemu, bo obawiam się, że jest on przypadkiem niereformowalnym. Jednym słowem: orka na pisowskim, jałowym ugorze. Ale, jak lubił mawiać starosta Jan Kalinowski: „nadzieja umiera ostatnia”.
środa, 26 stycznia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
I tak trzymać Pani Robercie:)Sam Pan Zagrobelny pisze na swoim blogu "Z wykształcenia jest administratywistą" tak więc powinien mieć przepisy o powiecie w jednym paluszku i umieć je interpretować a nie chodzić do radców prawnych. W razie czego najlepiej na nich zwalić...
Prześlij komentarz